Trochę szczerości. 

Żałuję, że Aga dopiero niedawno postanowiła dzielić się swoim „dzieckiem” w formie dzierżawy. Moje dołączenie do zespołu (w październiku 2024 roku) też  było spóźnione, bo trochę brak czasu ale też  bałam się, że ta „wyprawa” mnie przerośnie. Ale co tam! Najmłodsza stażem, najstarsza wiekiem – a chyba daję radę! I, serio, cieszę się jak dziecko, kiedy uda mi się coś odkryć albo pokombinować po swojemu. Ale tylko dlatego, że Aga stworzyła szkolenie, które jest przejrzyste, konkretne i totalnie komunikatywne. 

A jej pomoc? Błyskawiczna! Czasem się zastanawiam, czy Ona przypadkiem nie jest jakimś cyborgiem z nieskończonymi pokładami cierpliwości. No i ma gadane. Ale wie co mówi i to jest cenne a nawet bezcenne.

Nie wiem, czy istnieje na świecie podobny produkt, który dorównałby Fotoklaserowi, bo jednak globtroterem nie jestem ;). 

Ale jedno jest pewne – w Polsce to absolutny numer 1. Najlepsze jest to, że aplikacja ciągle się rozwija. A dlaczego? Bo użytkownicy co chwilę wpadają na nowe, genialne pomysły, które wdrożone ułatwiają życie nam wszystkim.

Z pełną odpowiedzialnością – polecam każdemu, kto chce wejść na wyższy poziom!

Choć daleko mi do globtrotera z plecakiem, to spokojnie mogę porównać tę aplikację do… Mount Everestu. Tyle, że nie muszę ubierać puchówki i targać butli z tlenem, bo wspinam się po nim wygodnie, w kapciach, od kilku miesięcy. Codziennie odkrywam jego kolejne zakamarki, zachwycając się tym, co tam znajduje. A że czasem się zmęczę, to rozbijam obóz – bez namiotu, ale za to z herbatą – i spokojnie analizuję, jak wykorzystać to, co oferuje.

Kombinuję, dostosowuję, rozkminiam, jak to wszystko ogarnąć po swojemu, żeby dojść dalej i wyżej. A jak mi brakuje „tlenu” (czytaj: cierpliwości albo wiedzy albo coś się wysypie), to czuję za sobą dwa oddechy – taki swoisty duet sherpa: Aga i Łukasz. Oni zawsze są gdzieś blisko, gotowi rzucić mi koło ratunkowe, a czasem nawet kilka naraz! Jak śpimy i regenerujemy  siły, oni wciąż maszerują w górę, torując drogę i wprowadzając kolejne udogodnienia. W sumie to trochę oszukujemy, bo nie musimy się przedzierać przez śniegi – oni już wszystko pięknie przygotowali, żeby wspinaczka była łatwiejsza.

Co więcej, zapraszają do tej wyprawy innych „wspinaczy” i partnerów, dzięki czemu wszystko, co potrzebne, jest w jednym miejscu. Nie ukrywam – taka drużynowa wspinaczka po prostu się opłaca. Warto się z nami zabrać? No jasne, że TAK! Nasza ekipa to zgrana banda pozytywnie zakręconych ludzi, w której aż chce się działać.